sobota, 5 września 2015
Rozdział 27
piątek, 8 maja 2015
Rozdział 26
W ciszy, trzymając się za ręce wychodzimy ze szpitala. Kiedy podchodzimy do samochodu gdzie czeka na mnie moja ciotka Harry ostatni raz mnie przytula i szepcze mi do ucha: Nigdy więcej takiej akcji...-Po czym całuje mnie lekko i odchodzi. Ja natomiast patrzę na niego cały czas dopóki z auta nie wysiada Amanda.
-Lepiej zrób zdjęcie zostanie na dłużej-Mówi i zaczyna się śmiać.
-Haha bardzo śmieszne-Burczę sarkastycznie i wsiadam do samochodu.
-No to co Hope? może pojedziemy do galerii?
-Do galerii?Serio?
-Tak, a czemu nie.
-Bo nigdy ze mną nie jeździłaś do galerii-Tłumaczę i mogę dostrzec cień smutku na jej twarzy.
-Dlatego dziś jest ten pierwszy raz-Żartuje.
Po wielgachnym centrum handlowym łazimy ze dwie godziny kupując różne rzeczy.
Ciotka kupiła perfumy, bluzkę, kolczyki i wiele innych dodatków. ja natomiast kupiłam sobie książkę, lakier do paznokci i bransoletkę.
Ale nie to jest najważniejsze.
Ważne jest to,że bardzo miło spędziłyśmy czas.Gadałyśmy, śmiałyśmy się...Było miło.
Kiedy wróciłyśmy do domu byłyśmy bardzo zmęczone chodzeniem więc wcześnie się położyłyśmy.
Przed samym snem sprawdzam czy nikt do mnie nie pisał, ale okazuje się,że nie mam żadnej nieodczytanej wiadomości. Trochę dziwnie,że Harry nic nie napisał, ale już trudno. Może on też był zmęczony dniem i już śpi. Pisze tylko do kim z wieścią,że kupiłam sobie nową książkę, po czym kładę się spać.
-Byłaś taka naiwna kujonico. Serio myślałaś,że któryś z chłopaków może się w tobie zakochać. naiwna jesteś, a masz takie dobre oceny.-Mówi i mnie uderza w policzek po czym odchodzi.....
Budzę się ze łzami w oczach. Czemu mi się coraz częściej śnią koszmary. Mam nadzieję,że to co mi się śni nigdy nie będzie miało miejsca. Bo chyba bym nie wytrzymała.
W snach idę przez park i nagle widzę widok który łamię mi serce. Mianowicie Harry siedzi na ławce a obok niego Stella. Rozmawiają i się przytulają. ja zaczynam płakać, a kiedy do nich podchodzę wyśmiewają się ze mnie i mówią, że jestem strasznie naiwna bo uwierzyłam,że ktoś może mnie pokochać.
Na samą myśl ciarki mnie przechodzą.To okropne uczucie.
Kiedy spoglądam na zegarek jest 2.00 więc jeszcze kładę się z zamiarem zaśnięcia. Ale i tak udaje mi się zasnąć jakąś godzinę później.
Kiedy się budzę jest godzina 10. Jestem jeszcze trochę słaba to tym niemiłym wydarzeniu więc nie muszę iść do szkoły. W kuchni zastaję tylko karteczkę.
Musiałam już wyjść do pracy. Wrócę jak najszybciej.-Ciocia(ta twoja ulubiona :P)
W ciągu dnia piszę z Kim która mi zdaje relację z wszystkich lekcji i oświadcza,że przejdzie mnie odwiedzić.
Dowiaduję się też,że Harrego również nie ma w szkole.
Postanawiam więc napisać do niego, żeby zobaczyć czy wszystko u niego dobrze.
hej :)
Kim mi napisała,że nie ma cię w szkole i się trochę martwię. Mam o co?
Nie czekam długo na odpowiedź.
Nie kochanie, nie masz o co :* Po prostu otwórz drzwi ;)
Zaskoczona ale i też podekscytowana biegnę otworzyć drzwi a już sekundę później widzę te przepiękne zielone tęczówki które tak kocham.
-Hej kochanie.-mówi i mnie mocno przytula.
-Hej-Odpowiadam z wielkim uśmiechem na ustach.
-Chcę cię gdzieś zabrać, więc weź potrzebne rzeczy i w drogę.
-A jak ja wolę zostać w domu-Przekomarzam się z nim.
-Oj to będę musiał pokazać jak dbam o kondycję i cię porwać-Śmieje się a ja razem z nim.
Idę szybko po bluzę i wychodzimy.
-To gdzie mnie zabierasz?-Pytam gdy już jesteśmy w samochodzie loczka.
-Na koniec świata maleńka.-Mówi i mi puszcza oczko.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
hej :*
Dzis krótko,ale chciałam żeby właśnie tu się rozdział skończył..
Mam nadzieję,że nie zanudzam.
Uwierzcie mam na to opowiadanie tyle pomysłów,że czasem nie wiem jak to wszystko napisać, żeby potem to miało sens.
Długo rozdziału nie było, ale moim wrogiem teraz jest czas, więc wiecie...nie jest łatwo.
Jak myślicie gdzie Harry zabierze Hope?
A i bardzo dziękuję za wasze komentarze :* <3
kocham was <3 <3 <3
środa, 18 marca 2015
Rozdział 25
-Naprawdę chcesz to zakończyć?
-Tak będzie lepiej dla nas.
-Ja chce żebyś była szczęśliwa tylko tyle.
-To uszanuj moją decyzje.
-No dobrze
Szepcze na koniec i wychodzi zostawiając mnie samą.
Ja już nie mam siły płakać więc wpatruje się w sufit.
Szybko zasypiam bo jestem padnięta a kiedy się budzę jest przy mnie roztrzęsiona Kim.
-Dziewczyno coś ty sobie myślała?-Pyta przez łzy.
-Prosze nie teraz. Jestem zmęczona.
-Boże jak ty mogłaś? Chciałaś się zabić tak? Zostawić mnie?!? Co ci do cholery strzeliło do tej głowy.
-Kim ja chciałam tylko lepiej pospać. Nie chciałam specjalnie przedawkować.
-Ale to zrobiłaś!!!Omałoco nie dostałam zawału kiedy się dowiedziałam.
-Kochana przepraszam.
-I słusznie...-Mówi i mnie mocno przytula.
Potem zjawia się moja ciotka i wysłuchuje kazania jak nieodpowiednio się zachowałam poczym zpowrotem usypiam.
Następnego dnia kiedy się budzę czuje się o wiele lepiej niż wczoraj.
Moje szpitalne leniuchowanie przerywa mój chłopak. A raczej były chłopak.
-Co tu robisz? Przecież ci już wszystko powiedziałam.
On natomiast nic nie mówi tylko siada na krześle przy łóżku poczym chwyta mnie za ręke i zaczyna ją głaskać.
Mam czas żeby mu się przyjrzeć i to co widze sprawia,że łzy od nowa zbierają mi się w oczach.
Podpuchnięte czerwone od łez oczy, włosy w totalnym nie ładzie.
-Hope...-Zaczyna po dłuższej chwili.-Ja chciałem cię bardzo przeprosić za te wszystkie moje słowa. Nawet nie wiesz co poczułem kiedy zobaczyłem cię taką zimną, nieprzytomną..na tej podłodze. To było takie okropne...Byłem wtedy taki bezradny ...ja próbowałem cię obudzić ale wszystko na nic.
Tak się bałem-Ostatnie słowa ledwo wychodzą z jego ust.-
Stałaś się dla mnie jak powietrze bez którego nie mogę żyć.
Błagam nie kończ naszego związku. Poprawie się.Zrobie wszystko. Tylko błagam nie przekreślaj naszej miłości.
Ja tego nie wytrzymam.-Kończąc łzy spływają z jego policzka a ja głośno wciągam powietrze.
-Oj Harry. Pozwól mi to wszystko przemyśleć. Faktycznie może za szybko wyskoczyłam z tym zerwaniem i wogóle. Ale zanim coś postanowie musze sobie to wszystko poukładać w głowie.-Mówię bawiąc się jego lokami.
Ale mówie jedno myślę drugie.
Tak naprawde to z wielką chęcią bym już mu powiedziała,że tamta rozmowa nie miała sensu i nigdy nie będe chciała zakończyć naszego związku.
-A jak się czujesz?
-Już jest lepiej.-Odpowiadam i zapada cisza.-Harry idź do domu widze,że ty też jesteś zmęczony. A ja chciałabym teraz troche pobyć sama.-Mówię spokojnie.
-No dobrze królewno. Jak byś czegoś potrzebowała to dzwoń.-Ze smutną miną całuje moją ręke i wychodzi.
Mój kochany.
Teraz dopiero sobie zdaje sprawę z tego co chciałam zrobić.
Zerwać z moim Harrym?
Boże jaka byłam wtedy głupia.
Jak ja to sobie wyobrażałam?
Moje rozmyślenia przerywa lekarz.
-Dzień dobry Hope. Jak się dziś czujesz?
-O wiele silniej niż wczoraj.
-Oh bardzo mnie to cieszy. No więc dziś po południu już będziemy mogli cię wypisać do domu. Lecz zalecam odpoczynek do końca tygodnia jesteś teraz bardzo osłabiona.
-Oczywiście,będę odpoczywała. Oniczym innym nie marzę.
Kiedy lekarz wychodzi postanawiam napisać do Marcela.
No heja
Co tam u ciebie?
Ale już jest ok :)
Ej ej czy ty przypadkiem nie zwariowałaś. Mogło ci się stać coś serio poważnego. Ehhh. A czemu w ogóle brałaś te leki?
Wiesz co? Cieszę się,że mnie zawsze wspierasz i mogę z tobą pisać. Serio to wiele znacz.
Ok. Na razie kończę bo mam lekcje.
Ciekawe czy kiedyś go spotkam na prawdę.
Z rozmyśleń wyrywa mnie ciocia.
-No Hope...Gadałam z lekarzem i możemy wracać do domu. Zbieraj się.
Już po godzinie wychodzimy ze szpitala.
P.O.V Harry
Wiem. Prosiła mnie o czas. Ale ja po prostu nie mogę. Znowu idę do szpitala na nogach jak z waty.
Mam nadzieję,że mnie nie odepchnie.
Kiedy docieram do sali dziewczyny odkrywam,że mojej Hope już tam nie ma. Z niepokojem idę zapytać się pielęgniarek.
-Przepraszam tu obok w sali leżała moja dziewczyna Hope. Wie pani gdzie ona jest?-Pytam a ona patrzy się na mnie smutno.
-Przykro mi,ale ostatnia pacjentka na tej sali zmarła godzinę temu.-Kiedy kończy mówić serce mi się rozpada.
Umarła? Ale czemu?
Przecież podobno już było dobrze.
Jak to się mogło stać.
Osuwam się na podłogę i płaczę.
Nie obchodzą mnie inni.
Boże czemu ona?
Co ona takiego zrobiła?
Ja przecież tak ją kocham.
Nie ja nie dam rady bez niej.
Ona była moim tlenem,światłem,wybawieniem.
Siedzę tak skulony dłuższy czas gdy nagle słyszę ten niebiański głosik
-Harry?Co się stało?Czemu płaczesz?-Ja po prostu nie wierzę w to co widzę kiedy podnoszę głowę.
To moja Hope.
-Hope?Ale przecież ty...
-Stało się coś Harry?
-One powiedziały,że ty...ż..e...nie..ży..jesz-Jąkam się.
-Co?-Pyta zszokowana.-Nie Harry nic mi nie jest. Po prostu zostałam wypisana ze szpitala a teraz wróciłam bo zapomniałam torby. Ale nic mi nie jest Harry.
-Boże ja tak się bałem.-Szepcze. I znowu zakrywam oczy dłońmi.
-Spokojnie-Głaszcze mnie po głowie-jestem tu i nie zostawię Cię.-Po tych słowach mnie przytula.
wtorek, 17 marca 2015
Libster Blog Awards
czwartek, 5 marca 2015
Rozdział 24
Po godzinie użalania się nad sobą usypiam zmęczona tym wszystkim.
Dostaje też wiadomość od ciotki z informacją o tym,że ma ważne sprawy do załatwienia a potem będzie nocować u znajomej.
To mi ułatwia sprawe bo znowu by sie o mnie martwiła a tego nie chce.
Kiedy się budzę jestem cała obolała i nadal wykończona.
Kiedy patrzę na telefon i widze,że nie mam żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia robi mi się jeszcze gorzej.
Więc to serio ma być koniec?
Przez taką głupote zniszczyłam mój związek?
Kiedy znowu mam się rozpłakać słyszę dzwonek do drzwi co mi daje jakąś nadzieję,że to Harry.
Niestety kiedy patrzę przez wizjer nikogo nie widze co mnie bardzo dziwi.
Kiedy otwieram drzwi i się rozglądam faktycznie nikogo nie widze.
Ale kiedy patrzę na wycieraczke dostrzegam tam małe pudełko na prezent.
Zaciekawiona biore pudełko i wchodze do domu.
Kiedy otwieram prszen zaadresowany do mnie nagle spostrzegam,że w środku się coś rusza. Ze strachu upuszczam pudełko a z niego wychodzi wieli owłosiony pająk.
Potem w całym domu rozlega się mój paniczny krzyk.
Szybko biorę buda i zabijam to coś.
Boże jak można być tak okropnym i straszyć kogoś w taki sposób?
Pomimo upływu czasu ja nadal jestem tak roztrzęsiona,że zachowuje się jak wariatka.
Lerze na podłodze z podkurczonymi kolanami i płaczę.
Ja już nie mam siły. Potrzebuje tu kogoś.
Niech mnie ktoś przytuli, powie coś miłego..
Czemu ja musze być sama?
To jest to czego boje się najbardziej.
Nagle wpadam na pewien pomysł, przecież znam pewien pomysł żeby sobie ulrzeć.
Środki nasenne.
Wtedy będe długo spała i już nie będe musiała się ze wszystkim męczyć.
Ostatnimi siłami idę do szawki z lekami.
Nie mam teraz głowy na czytanie ulotki biorę pięć tabletek bo chce długo spać.
Kiedy je połykam chcę iść do pokoju, ale jak jestem na korytarzu nagle robi mi się słabo,kręci mi się w głowie.
Jedyne co pamiętam to jak bym słyszała głos Harrego następnie upadam na podłoge a potem jest już tylko ciemność....
P.O.V Harry
Kiedy wychodzę ze szkoły jestem już spokojniejszy.
Dlaczego ona mi nie powiedziała o tym chłopaku?
Przecież nie miała już mieć tajemnic przedemną.
Najbardziej mnie boli to,że tym razem nasza kłótnia się potoczyła za daleko i pod wpływem emocji padły nieprzemyślane słowa.
Będe musiał to potem naprawić.
Kiedy już jestem w domu postanawiam się troche przespać bo jestem tym wszystkim zmęczony....
Harry....Harry błagam pomóż mi...Już nie daje rady....Błagam pomóż...
Budze się z krzykiem.
Co to ma być?
Co za koszmar. Moja kochana Hope woła o pomoc a ja nie moge do niej podejść. Postanawiam pójść do niej i sprawdzić czy wszystko u niej dobrze.Kiedy docieram pod dom dziewczyny mam już w głowie wszystko ułożone co jej powiem.
Lecz kiedy wchodzę bez pukania omałoco nie krzyczę ze strachu.
Moja Hope, moje słoneczko leży na podłodze nie dając znaku życia.
Boże....Gorzej niż w moim kosznarze.
Jest taka blada jak śnieg i taka zimna.
-Hope błagam obudź się-Potrząsam jej ciałem.-Skarbie nie zostawiaj mnie.
Kiedy nie uzyskuje żadnego znaku życia pędem dzwonie po karetke i znowu klękam przed nią.
Jest taka zimna.
Boże ...
Co jej się mogło stać?
I dopiero teraz dostrzegam pudełko po jakiś proszkach leżące obok niej.
O nie!!!
A jak ona umrze?
Nie!!Stop!!
Jej nic nie może być. Ona musi do mnie wrócić.
Kiedy pogotowie zabiera ją do szpitala prędko dzwonię po moją mamę żeby mnie też tam zawiozła.
Kobieta zjawia się bardzo szybko i razem jedziemy do szpitala.
Cały czas boje się jak cholera.
Jak jej coś się stanie nigdy sobie tego nie wybacze.
Tak bardzo ją kocham.
P.O.V Hope
Nagle otwieram oczy gdyż cały czas słyszę upierdliwe pikanie.
Zajmuje mi chwile na zoriętowanie się gdzie obecnie jestem.
Po chwili już wiem,że jestem w szpitalu. Chyba faktycznie przesadziłam z tymi lekami.
Po chwili wchodzi lekarz.
-Dzień dobry Hope. Jak się czujesz?
-Nawet dobrze,ale jestem strasznie słaba.
-W twojej sytuacji to normalne. Zrobiliśmy swoje i teraz powinno być już dobrze, ale zostaniesz do jutra na obserwacji.
-No dobrze.
-Zawiołać tu twojego chłopaka? On strasznie się o ciebie zamartwia.
Harry tu jest?
Czyli się o mnie martwi.
Ale teraz muszę z nim poważnie porozmawiać.
-Jakby pan mógł to tak.-Odpowiadam.
Po jakichś dwóch minutach zamiast lekarza stoi Harry.
-Coś ty najlepszego zrobiła?-Słyszę najpierw.
-Musimy pogadać-Mówię pewnie.
-No oczywiście,że musimy.
-Nie powinniśmy już być razem.-Wypalam na początku, a Harry zastyga w miejscu.
-Co takiego?-Pyta zszokowany.
-To co słyszałeś. My tylko się kłócimy i nic pozatym. Nie ma już dnia bez awantury. Więc to będzie najlepsze rozwiązanie.-Nie wiem jakim cudem wypowiadam te słowa. Ale tak chyba będzie lepiej.
Może i na początku będe cierpiała,ale potem pewnie będzie lepiej.
-------------------------------
Hej :)
Dziś po raz kolejny pojawiła się perspektywa Hazzy.
No i jak?
Dobrze zdecydowała Hope?
Jak myślicie co będzie dalej?
Kocham was♥♥♥
Do następnego :***